A+ A A-

Never Pet A Burning Dog

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Corale di San Luca (3:05)
2. Laughter (6:25)  
3. Over Birkerot (8:53)  
4. Sea (7:57)  
5. Passing Cloud (4:08)  
6. Cosmic Surgery (6:45)  
7. Aeon (7:28)  
8. Beppe's Shelter (8:16)

Czas całkowity: 52:55
- Alex Maguire (Fender Rhodes electric piano, Hammond organ, Mellotron, synthesizers)
- Michel Delville (electric guitar, Roland GR-09)
- Tony Bianco (drums)
oraz:
- Richard Sinclair - vocals (1, 5), bass (1, 2)
Więcej w tej kategorii: Mercy, Pity, Peace & Love »

1 komentarz

  • jacek chudzik

    Jeden z włoskich dziennikarzy muzycznych zwrócił uwagę, iż wytwórnia Moonjune Records nie wydaje płyt, z którymi łatwo jest się uporać, tak recenzentowi, jak i potencjalnemu odbiorcy. Słuchając albumu formacji douBt Never Pet a Burning Dog nie sposób się z taką opinią nie zgodzić. I gdy wspomniany dziennikarz pisze, że w przypadku nagrań tej wytwórni cenne diamenty odnaleźć można zagrzebane w błocie, znów muszę mu przyklasnąć. Cały szkopuł w tym, że to, co można nazwać miłością do muzyki i wiarą w młode, pełne zapału i pomysłów zespoły, można też określić nieumiejętnością oddzielenia ziarna od plew.

    Bez wątpienia douBt jest intrygującym zespołem. Tworzy go trzech, pochodzących z różnych stron świata, muzyków: Brytyjczyk Alex Maguire (instrumenty klawiszowe), Belg Michel Delville (gitara) oraz Amerykanin Tony Bianco (perkusja). Brak basu uzupełnia pojawiający się gościnnie w kilku utworach nie kto inny, tylko sam Richard Sinclair, związany przed laty z takimi zespołami, jak Caravan, Camel, czy Hatfield and the North. Sinclair dwukrotnie wciela się także w rolę wokalisty. Muzykę jaką douBt przedstawia nam na swym debiutanckim krążku ciężko jednoznacznie zakwalifikować. Na bazie rocka miesza się tu free jazzowe podejście do tworzenia kompozycji z brudnym i agresywnym punkowym brzmieniem, kontrastowanym co jakiś czas ze spokojniejszymi lirycznymi partiami, które w pierwszej kolejności kojarzyć się będą ze sceną z Canterbury. I właśnie głównie w Canterbury upatrywałbym źródeł twórczości zespołu, umieszczając jednocześnie douBt dosyć blisko zespołów określanych w latach 70. mianem prog-jazzowych, takich jak np. Association P.C., czy Pork Pie.

    Muzycy douBt nie uginają karku, nie oglądają się w ogóle na trendy i mody, toteż mówienie w ich przypadku o poprzednikach, pokrewnych wykonawcach, będzie o wiele bezpieczniejsze, niż wypominanie im podobieństw i inspiracji. Po prostu robią swoje. Never Pet a Burning Dog prezentuje spójny, choć niezwykle zróżnicowany, materiał i pomijając pierwszy utwór (który pełni rolę intra), można powiedzieć, że mamy do czynienia ze swobodnymi kompozycjami, w dużej mierze kształtowanymi w chwili ich nagrywania. Zdecydowanie wyróżniają się, jako najspokojniejsze, dwa utwory z Richardem Sinclairem na wokalu. Pozostałe zaś są jednym wielkim popisem trzech muzyków tworzących douBt - chwilami męczącym, chwilami porywającym (np. wspaniała partia Delvilla w Cosmic Surgery, czy perkusyjne szaleństwo Bianco w Sea).

    Jak wspomniałem już na wstępie, z omawianym tu wydawnictwem można mieć nie lada problem: surowe brzmienie, ciężki nastrój, odważne partie instrumentalne i sam materiał muzyczny, przez który chwilami brnie się, jak przez rozprażoną słońcem postindustrialną pustynię. Jest to płyta, którą ciężko się przyswaja, która jest odporna na nas i na nasze próby wejścia w jej świat. Ładne i proste melodie, jeśli już się pojawiają, to tylko - jak to moja ciocia zwykła mawiać - dla zmylenia Bundeswehry.

    Jednak sam fakt, że jest to trudna muzyka, nie znaczy automatycznie, że jest ona dobra. W chwili bowiem, gdy kompozycje są wynikiem improwizacji, bardzo łatwo o niezrozumiały i nie do końca zracjonalizowany chaos. I mam wrażenie, że taki rodzaj chaosu rodzi się nazbyt często z beztroskiego wybierania ścieżki o nazwie 'free' przez muzyków douBt. Ale czy to może odstraszyć fanów awangardowych brzmień? Rozimprowizowany zgiełk powinien raczej przyciągać do tej płyty fanów rockowej alternatywy - do nich bowiem jest adresowana i im, w pierwszej kolejności, powinna przypaść do gustu. A że sprawi im też dużo radości - w to akurat nie wątpię.

    jacek chudzik czwartek, 17, czerwiec 2010 09:06 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.