Zbliżały się wielkimi krokami lata osiemdziesiąte. Barbarzyńskie czasy. Dla takiej muzyki. Właściwie dla każdej muzyki. Zaczęło królować disco i inne pokrewne dzwięki dla głuchych. Rok progresywny dla dużych wytwórni płytowych już umarł, tlił się jeszcze tylko w sercach muzyków i w różnych maleńkich firmach fonograficznych prowadzonych przez szaleńców. Członkowie Blue Effect, zaangażowali się w dziesiątki różnych projektów żeby przeżyć, nie mieli czasu dla macierzystej formacji. Jednak Radim nie zamierzał się poddać. Jeszcze raz skompletował skład : - Radim Hladík / gitara - Lešek Semelka / instrumenty klawiszowe, wokal - Josef Kůstka wokal - Vlado Čech / drums - Martin Kratochvil / fortepian - Jiří Stivín / flet W 1980 roku pojawili się w studio i już na początku następnego ludzkość otrzymała kolejną płytę, efemerycznie zatytułowaną '33'. Znów jedynie 4 kompozycje.. Znów progresywny Blue Effect, choć inny niż na Svitaniu i Sviet Hledacu . Grupa weszła w lata osiemdziesiąte z podniesioną głową i dostosowała się do zmieniającego się świata. Jednak w przeciwieństwie do wielu starych kapel nie poszli na łatwiznę , nie skręcili w kierunku popu albo czegoś równie obrzydliwego , ale zaproponowali fajny progres z pięknymi melodiami, i jak zwykle niesamowitą gitarą. I bez basu, czyli następna analogia do SBB. Album stał się kolejnym, również komercyjnym sukcesem grupy, jednak skład po raz kolejny się rozsypał.. Aż dziwne, bo tego typu sukcesy raczej wzmacniają . Ciekawostką są oceny słuchaczy zamieszczane na różnego rodzaju forach internetowych. Np. wg Prog Archives jest to najlepiej oceniony album grupy !!! Aż 41% głosujących uznało 33 za arcydzieło, a kolejne 41 % za płytę wybitną.. Jest po prostu świetna, ale osobiście wolę 'Switanie'... Tym niemniej polecam ją wszystkim, nawet miłośnikom neoprogresu - żeby zobaczyli że można było grać fajną muzę w tych czasach, nie będąc kolejnym kiepskim klonem Maryllion...